Witajcie :)
Na blogu rzadko pokazuję kosmetyki, które się u mnie nie sprawdziły bo zazwyczaj większość dobrze spełnia swoją rolę. Niestety tym razem trafił mi się kosmetyk, który zrobił mi niezły bajzel na twarzy :(
Mowa o kremie do twarzy z Bielendy z trzema olejkami: Arganowym, Makadamia i Marula.
Pod koniec stycznia wyjęłam go z moich zapasów bo zbliżał mu się koniec terminu ważności (04.2018) Stwierdziłam, że spokojnie zużyję go do kwietnia.
Krem zamknięty jest w solidnym, szklanym słoiczku o pojemności 50 ml. Co nie spodobało mi się od pierwszego użycia to jego konsystencja, która przypomina bardzo rozwodnioną śmietanę. Producent co prawda pisze o lekkiej konsystencji, ale w trakcie mojego długiego blogowania nigdy nie spotkałam się z tak wodnistą konsystencją. Krem można całkowicie wylać ze słoiczka jednym ruchem. Drugim nieciekawym aspektem jest zapach, który ani trochę nie jest przyjemny jak to bywa w innych kremach do twarzy. Nawet nie jestem w stanie go opisać. Dla mnie po prostu śmierdzi.
Pora na działanie. Przez pierwsze kilka dni nic specjalnego się nie działo. Krem po prostu nie robił nic, prócz tego że przy aplikacji jego zapach był ciężki do zniesienia. Dopiero po kliku dniach zaczęła się jazda bez trzymanki. Zaraz po nałożeniu zaczęłam czuć pieczenie na twarzy i zauważyłam mocne zaczerwienienie na czole, na policzkach w okolicach nosa i na brodzie. Pomyślałam, że może tak ma być bo w końcu krem zawiera LHA (lipohydroxy kwas) który ma zapewniać mikro-złuszczanie naskórka. Niestety z dnia na dzień było coraz gorzej. Moja skóra była czerwona, podrażniona, piekła i na dodatek zaczęła mega się łuszczyć. Była tak przesuszona, że sypało się ze mnie lepiej niż śnieg w zimie. Po tym wszystkim odstawiłam go na dobre i do dnia dzisiejszego próbuję wyjść z tego stanu podrażnienia i przesuszenia. Ratuję się zwykłą niebieską "nivejką". Krem jest na tyle tłusty, że moja skóra powoli zaczyna wracać do normy.
Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby kosmetyk narobił mi tyle złego. Z ciekawości poczytałam kilka opinii na temat tego kremu i były to opinie pozytywne (jakbym czytała o zupełnie innym produkcie), wiec nie wiem co spowodowało, że ten krem zrobił mi takie spustoszenie na twarzy.
Dla zainteresowanych wstawiam skład, może ktoś mi powie co jest nie tak z tym kremem
Jestem ciekawa czy ktoś z Was miał styczność z tym kosmetykiem i jak się spisał. Może to co nie sprawdziło się u mnie, będzie ulubieńcem u Was :)
Buziaki i do następnego!
te kosmetyki z tego co kojarzę powoli znikają ze sklepowych półek... Ostatnio Bielenda się bardzo poprawiła składem i bardzo lubię ich kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie krem się przeterminował, może na to wskazywać już dziwny zapach i nietypowa konsystencja. Niestety tym razem krem nie dotrwał do wskazanego przez producenta terminu przydatności.
OdpowiedzUsuńTeż od razu o tym pomyślałam, ale aż nie chciało mi się wierzyć, że może być tak duży poślizg w dacie przydatności
UsuńA moze krem byl stary? Albo zle przechowywany? Ciekawe, ze moze byc tak duzo odmiennych opinii, ale z drugiej strony, kazda cera jest inna. Jakos z Bielendy do tej pory lubilam tylko maseczki, kremow do twarzy nie uzywalam.
OdpowiedzUsuńJa póki co nie mam zamiaru sięgać po kremy z Bielendy :)
UsuńTego produktu nie miałam, ale dobrze wspominam od nich krem różany :)
OdpowiedzUsuńJa póki co nie mam chęci próbować innych kosmetyków z Bielendy :)
UsuńNajpierw unormuję swoją skórę po tym co mi ten krem zrobił